Brighton pogrzebało mistrzowskie aspiracje bezradnego Arsenalu

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Brighton pogrzebało mistrzowskie aspiracje bezradnego Arsenalu

Zaktualizowany
Brighton pogrzebało mistrzowskie aspiracje bezradnego Arsenalu
Brighton pogrzebało mistrzowskie aspiracje bezradnego ArsenaluOpta by Stats Perform / AFP
Puste krzesełka prawie kwadrans przed końcem meczu? To nie jest stadion mistrzów Anglii. Emirates pustoszało w niedzielę w ciszy, tylko doping fanów Brighton niósł się po północnym Londynie. Kanonierzy przegrywają 0:3 u siebie.

Po sobotniej wygranej Manchesteru City (3:0 z Evertonem), wszystkie oczy kibiców Premier League zwróciły się na północ Londynu. Czym odpowie Arsenal? Musiał bardzo solidnym występem, chcąc podtrzymać realną szansę na mistrzostwo Anglii. Atmosfera na widowni była – jak mawiają na Wyspach – elektryczna, napięcie udzielało się wszystkim.

U nas emocje wzbudziło przede wszystkim oglądanie Jakuba Kiwiora w wyjściowym składzie już po raz trzeci z rzędu. A że dwa ostatnie mecze to właśnie okres przełamania Arsenalu i przy okazji dobra gra Kiwiora, to w kolejnym od Arsenalu można było oczekiwać dominującej postawy na swojej świętej ziemi.

Intensywna pierwsza część bez przełamania

Tyle że w niedzielę przy Ashburton Grove to Brighton w pierwszych minutach zdecydowanie częściej było przy piłce, nie chcąc dać sobie narzucić stylu gry gospodarzy. Oglądanie Arsenalu u siebie mającego niewiele ponad 30 proc. posiadania to rzadki widok. Przewagi w posiadaniu Mewy nie przekuły jednak na coś bardziej solidnego. Przez 15 minut obie drużyny postraszyły się tylko po razie. W 12. minucie Aaron Ramsdale bez problemu wybronił strzał Julio Enciso w bliższy górny róg, a tuż po kwadransie Jason Steele zachował czujność i po strzale Odegaarda z dystansu nie dotykał piłki, która minęła słupek o centymetry.

Twarda gra skupiała się w środku boiska, a pierwszą jej ofiarą padł Martinelli, który już po 20 minutach musiał zejść z kontuzją, zastąpiony przez Trossarda. Belg zaznaczył swoją obecność bardzo szybko, po 10 minutach gry strzelając w poprzeczkę po kontrze rozpoczętej przez Kiwiora. Kilka minut wcześniej z bardzo ostrego kąta celnie strzelał Gabriel Jesus i choć nic nie chciało wpaść, to zagrożenie pod bramką gości wyraźnie rosło.

Niespodziewanie jednak to goście w 37. minucie mieli prowadzenie na wyciągnięcie ręki. Piłkę przed pole karne wprowadził rajdem Mitoma, posłał przeszywające podanie, które doszło do Enciso, a ten… wystrzelił futbolówkę w trybuny. Szkoda, bo ciśnienie w tym meczu było ogromne po obu stronach, a bez celnych strzałów nie mogło znaleźć ujścia. Do przerwy każda z drużyn oddała tylko po jednym uderzeniu w bramkę. Nawet doliczone pięć minut, wyjątkowo intensywne, nie dało przełamania.

Koszmar w trzech aktach po przerwie

W drugą połowę odważnie weszli Kanonierzy, ale to nie oni otworzyli wynik. Po kolejnym rajdzie trudnego do zatrzymania Mitomy piłkę przed polem karnym przejął Estupinan i – na raty – wrzucił piłkę na głowę Enciso. Paragwajczyk nie mógł spudłować i w 51. minucie Mewy były na prowadzeniu. Wyłączony z obrony został w tej akcji Kiwior, któremu jeden z rywali strącił buta z nogi, a Polak nie zdążył go na czas założyć.

Enciso pokonujący Ramsdale'a
Enciso pokonujący Ramsdale'aAFP

Świadomy coraz trudniejszej sytuacji Mikel Arteta niedługo później wprowadził dwie zmiany, posyłając do walki Thomasa Parteya i Reissa Nelsona. Ten drugi najwyraźniej był dobrze rozgrzany, bo po paru minutach huknął na bramkę Brighton. Odchodząca piłka przetoczyła się jednak obok słupka. Kanonierzy stopniowo zamykali Mewy na ich połowie, ale od przewagi do gola droga daleka – w metryce celnych strzałów w drugiej połowie Arsenal wciąż miał zero.

Niestety, zamiast dalszej pogoni gospodarzy oglądaliśmy spowolnioną grę, rwaną świadomie przez zawodników Brighton. A przecież Arsenalowi nie wystarczyłby jeden gol, konieczne były co najmniej dwa. Czas uciekał: z 20 minut zrobiło się 10, a na pięć minut przed końcem meczu koszmar londyńczyków się dopełnił. Pechowe odbicie piłki przez Trossarda posłało ją pod nogi Deniza Undava, a ten spokojnie przelobował ją nad szarżującym desperacko Ramsdalem.

W tej sytuacji nawet doliczenie ośmiu minut do regulaminowego czasu nie dawało nadziei na odmianę losu gospodarzy, którzy mecz kończyli przy pustoszejących z każdą minutą trybunach. Brighton nie zamierzało się zatrzymać. W końcowych sekundach strzał z dystansu został wybity przez Ramsdale’a, ale do piłki zdołał dojść Estupinan i zamknął wynik golem na 3:0.

Statystyki meczu Arsenal-Brighton
Statystyki meczu Arsenal-BrightonOpta by Stats Perform

Choć teoretycznie Arsenal wciąż ma szansę na mistrzostwo Anglii, to trzeba by liczyć na cud. Manchester City ma o jeden mecz rozegrany mniej i już cztery punkty przewagi. A ponieważ Obywatele ostatnią porażkę zanotowali 14 meczów ligowych temu, naiwnością byłoby oczekiwanie potknięć w trzech ostatnich kolejkach. Z drugiej jednak strony, niedługo wyjazd na Etihad Stadium czeka Brighton, które pokazało połączenie sprytu z dyscypliną taktyczną. I, przede wszystkim, ogromny apetyt na sukces, jakim byłby dla nich start w pucharach.

Tabela Premier League po niedzielnych meczach
Tabela Premier League po niedzielnych meczachFlashscore